czwartek, 31 października 2013

Odwiedziny u Jaracza

Celem trzyletniego wychowawstwa mojej polonistki w liceum, jak sama wielokrotnie podkreślała, było zaszczepienie w nas sympatii do teatru. Sama była wielką fanką teatralnych widowisk i dzięki niej dwa razy zawitałam do warszawskiej Romy, raz do Buffo i widziałam kilka innych spektakli na deskach nieco mniejszych scen. Wyjście czy wyjazd do teatru przynajmniej raz w semestrze było normą.
Po półtora roku od zakończenia liceum mogę stwierdzić, że wysiłki nie spełzły na niczym - faktycznie polubiłam teatr, dlatego uważam, że za rzadko tam chodzę. To wstyd, bo Teatr Jaracza w Łodzi mijam przynajmniej raz w tygodniu, a codziennie jestem od niego o rzut beretem, gdyż przecznicę dalej znajduje się mój wydział.
Postanowiłam naprawić ten niewątpliwy błąd i tak oto znalazłam się z siostrą w ubiegły piątek pośród widowni "Habitata".

Spektakl ten to trzygodzinna rozprawa o zbuntowanej młodzieży w rodzinnym domu dziecka. O pogmatwanych historiach jego wychowanków, dobrym-złym opiekunie i reakcji na powstanie owego domu w bardzo prestiżowej i nieskażonej do tej pory kanadyjskiej dzielnicy ludzi z wyższych sfer. Bardzo ciekawa i złożona analiza ludzkiej natury, można by powiedzieć.

Widowisko uświetniło dwoje znanych mi z telewizji aktorów - Marieta Żukowska i Bronisław Wrocławski. Ale najlepiej spisała się według mnie Matylda Paszczenko w roli Janet - genialna.

Oglądało mi się to podwójnie dobrze ze względu na miejsca - Mała Scena, pierwszy rząd, miejsca 6 i 7 (absolutnie polecam), pośrodku sceny, także można było poczuć oddechy aktorów, a gdy wykonywali gwałtowniejsze ruchy, robili wiatr poruszający moje włosy ;). To naprawdę zmienia odbiór - na przykład Lewis zwracał się prosto do nas (a właściwie do mojej siostry) podczas sceny pewnej minimalnej interakcji z publicznością. To też było fajne.
Podobała mi się Marieta - urocza, filigranowa, zagubiona w nowej rzeczywistości. Grała 16-latkę i wyglądała przy tym bardzo naturalnie. Chciałam zobaczyć ją na żywo, bo zawsze przyciąga moją uwagę swoją urodą. I tak, na żywo też jest taka ładna.
Podobała mi się prosta, dość minimalistyczna scenografia, którą zmieniali sami aktorzy po zakończonej scenie. To jest fajny zabieg, powodujący taką płynność akcji.

Spektakl jest długi - jak już pisałam, trwa 3 godziny, co można odczuć po dniu spędzonym na uczelni (poszłam tam prawie prosto z zajęć), ale nie jest męczący.
To wszystko miało fajny klimat - ani zbyt lekki, ani zbyt ciężki. Na początku byłam trochę zdezorientowana, ale szybko niepowiązane ze sobą kawałki akcji zaczęły się ze sobą składać i tworzyć spójną całość.

Jeśli macie możliwość i ochotę, polecam wam to zobaczyć - "Habitat", Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi.
Ja odwiedziłam go w piątek po raz pierwszy (no, w sumie trzeci, jeśli liczyć wcześniejsze wejścia po kartkę z aktualnym repertuarem), ale chyba stanę się tam częstszym gościem, bo zafundowałam sobie podczas tej wizyty bardzo miłe doznania artystyczne :-).

Lubicie chodzić do teatru?

8 komentarzy:

  1. OOO Łodzianka :D, że też nie wiedziałam tego wcześniej ;p Ja w tym roku skończyłam studia w Łodzi :)) Jaracz to mój drugi ulubiony łódzki teatr (obok Powszechnego). Ostatni raz byłam w nim, kiedy na scenie gościnnie występował u nich Teatr Wielki, byłam wtedy na operze Madame Butterfly - absolutnie cudowny spektakl! Co do sztuk nowoczesnych to średnio mi przypadają do gustu te inscenizacje, ale zawsze to fajne doświadczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie udało mi się już przy tym poście zataić, skąd jestem :D. w Powszechnym również bywałam, dwa razy na Szalonych Nożyczkach - dość oklepany temat. akurat tak się składa, że ja częściej jestem na tych nowoczesnych sztukach, lubię je.

      Usuń
  2. Teatr to magia. Najmilej wspominam Makbeta reżyserii Mai Kleczewskiej. Również była to wycieczka szkolna. Spektakl zrobił na mnie ogromne wrażenie! Pamiętam, że jeszcze dwa tygodnie później to cały czas siedziało w mojej głowie. Kiedyś nawet chciałam związać swoją przyszłość z teatrem. Występowałam z grupą na małych senach w domach kultury, jeździliśmy na przeglądy. Niesamowite przeżycia. Bardzo miło wspominam ten okres w swoim życiu. Ach... Właśnie przyszła mi ogromna ochota na wybranie się do teatru! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, zgadzam się,że teatr jest magiczny. teraz w ogóle do niego nie chodzę, sama nie wiem czemu :P
    ale jak chodziłam do szkoły to często w nim bywaliśmy i powiem Ci szczerze,że teraz mi właśnie tego brakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie ciężko znaleźć na to czas, bo to planuje się z takim wyprzedzeniem, że ja nie umiem przewidzieć, czy nie będę miała wtedy czegoś na głowie. z kinem jest prościej, idzie się spontanicznie i tu jest pewna przewaga. skoro brakuje, to zaklepuj jakieś bilety :).

      Usuń
    2. w srodmiesciu tez mieszka para paszczenkow ktora robi sobie na zlosc kosztem swoich pracownikow

      Usuń