wtorek, 22 października 2013

O Greyu słów kilka

O tym, że oglądam filmy, już wiecie. No to teraz dowiecie się, że czasem również czytam. Książek w ciągu roku niestety pochłaniam nie tak wiele, jak bym chciała (moją obecną lekturą jest Ekonometria. Metody i ich zastosowanie, więc pozwolicie, że pominę tego typu recenzje), ale w wakacje zawsze chociaż trochę nadrabiam zaległości i odhaczam kilka pozycji z tworzonej w głowie listy książek do przeczytania.

Z Greyem było trochę inaczej. Pierwszą część zaczęłam czytać dokładnie rok temu i zajęło mi to maksymalnie z dwa tygodnie. Z dwiema następnymi było już trochę gorzej. Nie napiszę wam typowej recenzji. Chciałabym się skupić na tym, dlaczego czytanie tomu II i III zajęło mi w sumie dobre 10 miesięcy (nie, nie żartuję, naprawdę tak było).

Przy okazji nadmienię, że oceniając moje literackie preferencje nie powinniście się sugerować tym, że mam na swoim koncie trylogię E.L. James. To jednorazowa przygoda z tego typu książkami, zainicjowana tym, że chciałam się przekonać, dlaczego o tym jest tak głośno. Bo nie wiem czy kojarzycie, ale właśnie rok temu o tej porze wszystko i wszyscy krzyczeli: Grey, Grey, Grey. Wchodząc do empiku, można było się o tę książkę potknąć, przez długie miesiące była w czołówce tego empikowego Top10, nawet siedząc na wykładach, widziałam dziewczyny pochłaniające z rumieńcami kolejne strony tej książki. Nie miałam pojęcia, O CO CHODZI, no to sobie kupiłam, zachęcona naklejką -25%.

Moje uczucia były mieszane. Z jednej strony czytało się to dobrze, dość lekko i tylko czasem banał tej historii raził po oczach. Z drugiej strony było w tej książce mnóstwo rzeczy, które mnie irytowały. Między innymi zrobienie z tytułowego bohatera nieskazitelnego bożyszcza, naiwność i głupkowatość Anastasii, jej Wewnętrzna Bogini to był już hit doprowadzający mnie do szału, podobnie jak nieustanne przygryzanie wargi i rumienienie się (widziałam w Internecie, że ktoś to kiedyś zliczył, liczby są zatrważające). To wszystko tak raziło po oczach, że w wielu momentach psuło mi dobre wrażenia. Było tak, że zaczynało się robić ciekawie, parę stron żywszej akcji, a potem znów jakieś wtrącenie o tej przygryzionej wardze albo Bogini i ja już miałam ochotę odłożyć tę książkę na bok. Jeśli czytałyście, to myślę, że wiecie, o czym mówię.

No i cóż - o ile Pięćdziesiąt twarzy Greya było dla mnie MIMO WSZYSTKO książką znośną i na swój sposób oryginalną, tak Ciemniejsza strona Greya i Nowe oblicze Greya to po prostu chłam jakich mało. Zlinczujcie mnie albo zróbcie co chcecie, ale zdania nie zmienię. Pomyślicie: skoro tak uważasz, to czemu to czytałaś? Moja odpowiedź brzmi, że zielonego pojęcia nie mam, ale nie ja pierwsza, z tego, co się orientuję. To było coś w stylu, że jak powiedziałam A, to muszę powiedzieć też B. Ta historia jest wciągająca, przyznaję, ale przebrnięcie przez nią jest naprawdę okrutnie bolesne. Właśnie dlatego trwało to u mnie tak długo. Ciąg dalszy historii o Cristianie Greyu i Anastasii Steele / Grey moim bardzo skromnym zdaniem po prostu nie zasługuje na to, żeby tracić na niego czas.


Po pierwsze, to jest ZA DŁUGIE. Większość tekstu to ględzenie o wszystkim i o niczym. Po drugie, jest tak słabo napisane (tom II i III to prawdziwe antydzieła literackie), że za głowę można się złapać, mając świadomość, że to bestseller. Po trzecie, Anastasia mogłaby się nauczyć nie przygryzać wargi przez trzy opasłe tomiska. I nie wzywać Wewnętrznej Bogini albo Fasolki (tom III), oszczędzając czytelnikom powodów do przewracania oczami (to też swojego czasu lubiła robić). Po czwarte, cała ta historia skrzywia wyobrażenie o miłości. Ja mam wrażenie, że to uczucie między bohaterami jest jakieś chore, nie piękne. I chyba tylko niepoważni ludzie biorą ślub po paru miesiącach bardzo dziwnej znajomości (czy wy też straciliście poczucie czasu, czytając tę książkę? Ja nie mam pojęcia, ile trwa akcja. To może być jako "po piąte"), nie uzgadniając takich tam szczegółów, jak np. plany na przyszłość, kwestia dzieci, nawet cholernej zmiany nazwiska, o którą kłótnia zajęła cały jeden rozdział. A pobierzmy się, co nam szkodzi? Po szóste, idealne apartamenty, posiadłości, luksusowe samochody... Kolejny zbędny przepych. Wiem, że można się dorobić w młodym wieku i fajnie, ale czy jeden bohater musi łączyć w sobie aż tyle cech "naj"? Najpiękniejszy, najmądrzejszy, najkochańszy, najwspanialszy i do tego najbogatszy na świecie? Bleee. Po siódme, rozumiem, że to książka o zabarwieniu erotycznym i to właśnie dzięki temu stała się tak popularna i pożądana przez tłum, ale ileż można pisać o jednym i tym samym? Wystarczyłoby wysiłek włożony w te sceny przełożyć na dopracowanie fabuły, która po przeczytaniu pierwszej części wydawała mi się mieć w sobie jakiś potencjał, a ostatecznie okazała się bardzo słaba. Bardzo. I po ósme, ta część "po latach" na zakończenie w ogóle nawet nie zasługuje na mój komentarz. Może poza jednym krótkim: banalniej się nie dało, dosłownie wisienka na torcie banału.

Oto moje osiem powodów, dla których lepiej nie sięgać po Greya. Dorzucicie jeszcze jakiś?
Aż się boję tego filmu, który powstaje.

9 komentarzy:

  1. szczera opinia na duży plus.

    Ostatniego czasu był szał na tego całego Greya... już nawet miałam czytać każdy tom ale na szczęście zrezygnowałam, Moja koleżanka z tomu na tom miała coraz gorszą minę i opinię na temat tej książki kiedy o nią pytałam.
    Ponoć zaczynało się ciekawie a skończyło klapą... no i Twoja opinia to potwierdza. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja miałam inaczej - byłam w szoku, gdy moja koleżanka czytała wszystkie części w kilka dni. chyba by mnie zabiła taka dawka w tak krótkim czasie ;). z ciekawości można sięgnąć, ale obawiam się, że można nie wytrwać.

      Usuń
  2. Słyszałam podobną opinie o tych ksiazkach, ja jakos nie siegnelam po ta ksiazke jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z braku laku można poczytać, żeby swoją opinię mieć na ten temat. ale jest wiele innych, lepszych książek, które bardziej zasługują na nasz czas ;)

      Usuń
  3. Nabyłam tę książkę w idenycznych okolicznościach xD Akurat była akcja: 3 w cenie 2 (z fantastyki). I stwierdziłam, że skoro udało mi się kupić w okazyjnej cenie to co chciałam, to dodatkowo wezmę coś innego na oderwanie. Stałam przed tym top 10 empiku i na pierwszym miejscu Grey... coś mi się obiło o uszy i wzięłam :| Nigdy nie mogłam tak odżałować 30zł :| Dobrnęłam do setnej strony, a potem poleciała w świat. Masakra jakaś. Miliony orgazmów podczas utraty dziwiectwa i te dziwnie naiwne rozkminy tej całej Anastazji, to nic przy języku jakim jest napisana ta książka... Czytałam jednocześnie Wiedźmina i miałam wrażenie, jakbym z Rolls Royca przesiadała się na dziecięcy rowerek...

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie, że tak mieszkasz! ;) ja jeszcze nigdy w Łodzi nie byłam ; D

    OdpowiedzUsuń
  5. Był na te książki boom, ale mnie to ominęło-z mojego wyboru. Jak widać słusznie. :)

    P.S. Super blog :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie wiem jak przez to przebrnęłam, ale jakimś cudem udało mi się tego gniota przeczytać. Niestety nie wiem co ludzie takiego widzą w tych książkach i skąd ich fenomen.

    OdpowiedzUsuń